W pierwszym odcinku serialu „Girlboss” główna bohaterka wpada na pomysł, że będzie kupować ciuchy w second handach i sprzedawać je na eBay’u. Oczywiście będą to same perełki, na których zarobi mnóstwo forsy i nie będzie już musiała pracować. Czy ten pomysł na biznes ma sens i czy da się na tym zarobić? Sophie tego nie policzyła, ale my spróbujemy policzyć, kiedy biznes się opłaca.
Przyjrzę się dwóm pomysłom na biznes i spróbuję oszacować, kiedy konkretny pomysł będzie się opłacał.
Pomysł 1 – sprzedaż ubrań przez internet
Zacznijmy od pomysłu z serialu. Nawiasem mówiąc, nie jest on bardzo oryginalny, znałam kogoś, kto w Polsce zarabiał tak jak Sophie (czyli wyszukiwał perełki w ciuchlandach i sprzedawał z zyskiem), choć było to kilka lat temu.
Przychody
Powiedzmy, że na polowanie udajesz się trzy razy w tygodniu, czyli 12 dni w miesiącu zajmuje Ci wyszukiwanie ubrań do późniejszej sprzedaży. Sophie w serialu podczas pierwszego dnia łowów nie znalazła nic wartego uwagi, ale Tobie udaje się każdego dnia znaleźć 2 takie rzeczy. Masz do sprzedania 24 ubrania. W pozostałe dni tygodnia zajmujesz się sfotografowaniem ubrań, wystawieniem ich na sprzedaż, wysyłką tego, co się sprzedało, odpowiadaniem na wiadomości z pytaniami od potencjalnych kupujących, marketingiem (jeśli sprzedajesz w swoim sklepie, a nie na Allegro), ogarnianiem mediów społecznościowych i doszkalaniem się (bo zakładam, że nie jesteś specem od sprzedaży przez internet, gdy zakładasz ten biznes).
Masz do sprzedania 24 ciuchy. Powiedzmy, że są to same sukienki, ot, taka specjalizacja 🙂 Za każdą zapłaciłaś w ciuchlandzie 10 zł, a chcesz ją sprzedać za 70. Nawet jeśli są warte dużo więcej, to pamiętaj, że to jednak używane sukienki, więc ich cena w internecie też nie może być bardzo wygórowana.
Jedna sprzedana sztuka to 70 zł przychodu. Ale przychód to jeszcze nie dochód (czytaj o różnicach między przychodem, dochodem i obrotem w firmie). Czyli jeśli sprzedamy wszystkie sukienki, mamy łączny przychód w wysokości 1680 zł.
Koszty
Teraz policzmy koszty:
- zakup sukienek: 240 zł
- bilet miesięczny, żeby jeździć po second handach: 100 zł
- utrzymanie sklepu internetowego: 50 zł
- dodatki do zdjęć (biżuteria i inne akcesoria): 50 zł
Pomijam telefon, internet, komputer, aparat, zakładając, że to masz. Koszty wyniosły nas 440 zł. Ale do tego doliczymy jeszcze ZUS, ok. 490 zł. Razem 930 zł.
Od 1680 zł przychodu ze sprzedaży sukienek odejmujemy 930 zł, żeby obliczyć dochód naszej firmy. Wyszło 750 zł. To koniec? Nie, oczywiście jeszcze jest do zapłacenia podatek dochodowy 🙂 Po zapłaceniu fiskusowi należnej daniny (18% dochodu) zostaje nam 615 zł. To obliczenia nieco uproszczone, bo część składek na ZUS może być kosztem, a część nie, ale nie będę tu wdawać się w szczegóły, bo różnice przy tak małych kwotach nie są duże. No i przyjmuję, że nie jesteś VAT-owcem oraz samodzielnie ogarniasz księgowość, bez bura rachunkowego.
Zysk?
Podsumowując: jeśli w ciągu miesiąca uda Ci się sprzedać 24 sukienki, uzyskując 60 zł z każdej sztuki, to na koniec zostanie zaledwie 615 zł do ręki. Żeby uzbierać ok. 2200 zł zysku, trzeba sprzedać codziennie 2 sukienki przez cały miesiąc. Sporo.
Trailer serialu „Girlboss” („Szefowa”) – kto z Was oglądał? 🙂
Pomysł 2 – rękodzieło – zaproszenia ślubne
Dziewczyny, przyznajcie się, która z Was nie pomyślała choć raz, żeby otworzyć biznes polegający na sprzedaży rękodzieła? Czy to zaproszeń ślubnych, czy wyrobów z włóczki czy biżuterii? Nawet mi przeszło to przez myśl, a nie jestem specjalnie dobra w te klocki 🙂
Rękodzieło to trudny biznes, bo na tym rynku jest duża konkurencja. Zaproszenia ślubne można kupić za złotówkę, można i za 6 zł, a i tak dużo przyszłych panien młodych decyduje się na zrobienie ich własnoręcznie. Dlatego moje szacunki są takie mocno szacunkowe 🙂 Chodzi mi bardziej o pokazanie mechanizmu liczenia niż faktycznych kosztów, jakie trzeba uwzględnić w tym biznesie.
Przychody
Powiedzmy, że w ciągu miesiąca znajdziesz 4 klientów na zaproszenia ręcznie robione, a każda para zamówi 100 sztuk. To oznacza, że co tydzień będziesz mieć do zrobienia 100 zaproszeń, czyli po 20 każdego dnia roboczego. Wydaje się całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że prowadzenie tej działalności wiąże się jeszcze z mailowaniem z parą młodą (muszą podać tekst zaproszenia, zaakceptować, czasem podesłać listę gości), wysyłaniem gotowych produktów, zamawianiem półproduktów, marketingiem itp.
400 sprzedanych zaproszeń po 6 zł (przykład) daje 2400 zł przychodu.
Koszty
A koszty? Największym będzie koszt materiałów, potrzebnych do wykonania zaproszeń. Przypuszczam, że z każdych 6 zł ze 2 to może być koszt papieru, tasiemki, tuszu, koperty, kleju. Razem 800 zł. Do tego utrzymanie sklepu (50 zł), doliczyłabym też jakieś koszty reklamy na Facebooku albo Instagramie, bo przy takiej konkurencji trudno będzie znaleźć klientów bez reklamy (300 zł miesięcznie). Płacimy ZUS i zostaje 790 zł. Z tego płacimy jeszcze podatek dochodowy, ale rękodzielnicy często płacą ryczałt, więc na rękę zostanie im więcej niż sprzedawcy sukienek z second handu. Ale to i tak niezbyt zachęcająca kasa.
Żeby utrzymać się z tego biznesu, trzeba by znaleźć znacznie więcej klientów, przynajmniej 8 miesięcznie, czyli zrobić 40 zaproszeń każdego dnia roboczego. A to i tak byłaby kwota oscylująca wokół 2000 zł, czyli szału nie ma.
Na tym filmie widać ile roboty jest z jednym zaproszeniem:
Pomysł 3 – Twój pomysł
Jak widzisz, moje wyliczenia są mocno szacunkowe, ale chodzi mi bardziej o pokazanie mechanizmu, który pozwoli policzyć, czy Twój pomysł na biznes ma sens. Zrób to w kilku krokach:
Krok 1: załóż, ile klientów obsłużysz w miesiącu, przez 20 dni roboczych. Jeszcze tego nie wiesz, więc przyjmij jakąś liczbę, która wydaje Ci się realna.
Krok 2: policz ile przychodu będzie w Twojej firmie, jeśli obsłużysz tylu klientów.
Krok 3: wypisz wszystkie koszty, związane z Twoją działalnością. Polecam jednak dodać koszt obsługi księgowej 🙂 I pamiętaj o ZUS-ie
Krok 4: od przychodów odejmij koszty, a także policz, ile podatku dochodowego zapłacisz (przeczytaj, co wliczyć w koszty firmy).
Jeśli kwota, którą otrzymasz, jest niewystarczająca, policz, ilu klientów musiałbyś obsłużyć każdego dnia, żeby zarobić tyle, ile chcesz zarabiać we własnym biznesie. A potem zastanów się, czy to jest możliwe do zrealizowania, czy masz takie moce przerobowe.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga: wydatków jest zawsze więcej, niż nam się wydawało, a klientów zwykle mniej, niż zakładaliśmy. Dlatego wyliczenia traktuj bardzo szacunkowo i najlepiej przyjmij, że będzie szło gorzej, niż wynika z obliczeń.
No i wygląda na to, że nie warto ładować się w biznes, którego nie da się skalować…
Dobrze było by mieć produkt/usługę, który może działać globalnie. Wtedy sukces murowany.
Oczywiście jest łatwo się o tym pisze trudniej jest to wdrożyć w życie 😉
OMG,
najsłabszy tekst jaki w życiu kiedykolwiek czytałem na jakimkolwiek blogu. Tekst na poziomie zadań matematycznych z 6 klasy podstawówki „Zosia kupiła 3 lizaki za X złotych, a sprzedała Jasiowi za Y. Ile zarobi Zosia, jeżeli koszt….?”. Jeszcze ten tytuł „Czy to dobry pomysł”. Proszę Cię droga autorko, nie pisz takich pierdół więcej, bo tylko szkodzisz tak powierzchniowym podejściem do tematu, niż komukolwiek pomagasz. Ja ostatnio licząc czy opłaca się klientowi rozpoczynać nowy biznes, napisałem dla niego draft biznesplanu na 40+ stron, z czego większość stanowiła analiza konkurencji i rynku. Tak, żeby ktoś znał perspektywę. Pozdrawiam
Porównując te dwa biznesy mimo wszystko poszedłbym w sukienki ;). Łatwiej skalować tego typu biznes. Podobno złote czasy 2nd handów minęły, ale z drugiej strony ostatnio jedna z moich klientek powiedziała mi, że cały czas można na tym nieźle zarobić.
Świetna podpowiedź tylko powiedz mi jedno: dlaczego podajesz „mały” ZUS? Wielokrotnie rozmawiając z różnymi przedsiębiorcami słyszę właśnie że płacą kilkaset złotych ZUS-u i na tej podstawie robią obliczenia. Przez co z automatu skazują się na zagładę w 25. czy 26. miesiącu jak im nagle ZUS podskoczy o 60%… Ja planując każdy biznes od razu zakładam 1200 złotych na ZUS – bo inaczej szkoda zachodu.
10 lat temu kupowałem plecaki w sklepie firmowym i sprzedawalem w internecie. Kupowałem za połowę ceny producenta, zamiast 420 płaciłem 210 zł. Wystawiałem za 280zl wiec na czysto po prowizji od sprzedaży miałem ok 70 zł. Jako 17 latek oczywiście podatkami się nie przejmowałem.
Sprzedawałem ok 2 plecaki miesięcznie przy wysiłku 2 godzin. Mały wolumen, duża marża, oszczędność czasu.
Miałem za to 140 zł na czysto a w tamtych czasach piwo kosztowało w pubie 3 zł, paczka papierosów 5 zł. Byłem wtedy najszczesliwszym licealistą na tej planecie 🙂
Tego najbardziej brakuje młodym firmom. Nie patrzenia przez różowe okulary. Niestety na początku w szczególności trzeba wziąć tabelkę, excela i policzyć cyferki.
Wbrew pozorom sprzedanie na allegro, w swoim sklepie, olx, vinted czy innych portalach na samym początku 24 szt – to całkiem sporo.
Natomiast „przeciętna” nowa osoba stwierdzi, że kupi od razu 200 sztuk i sprzeda je w pierwszym tygodniu – a to bardzo nie realistyczne podejście…
Tak sie sklada, ze serial Girlboss
Tak sie sklada, ze serial „Girlboss” jest oparty na ksiazce Sophii Amoruso o tym samym tytule. Autorka w taki wlasnie sposob zaczynala swoja przygode z biznesem, a skonczyla jako wlascicielka sklapu Nastygal i milionerka. Wprawdzie firma, po latach prosperity upadla, ale jest przykladem tego, ze da sie mimo niekorzystnych wyliczen. Moze tylko w UsA da sie latwiej niz u nas. Warto poczytac o tej firmie.
Sama sprzedaje używane rzeczy z drugiej ręki od tzw perełek do zwykłych koszulek czy spodni. Powiem tak super dochodowy biznes może nie jest ale też nie całkiem zły. Najniższą krajową da się zarobić ale to już coś. Powiem szczerze wszystko zależy od chęci, zaangażowania i poświęconego czasu. Jeśli ktoś nie chce zarobić to nie zarobi nigdzie nawet jakby złapał kurę znoszącą złote jaja.