Jeśli wolisz słuchać, niż czytać – tu znajdziesz odcinek podcastu 7 rzeczy, które mi się opłacały w 2021 roku.
Rok 2021 był dla naszej firmy zupełnie inny niż 2020. W zeszłym roku, po wybuchu pandemii, chyba wszystkim przedsiębiorcom towarzyszyła niepewność. Nie wiedzieliśmy, czy będzie kolejny lockdown, kiedy, ani jak zachowają się klienci. Co będą kupować, a na co nie będą chcieli wydawać pieniędzy. Przez zeszły rok przeszliśmy suchą stopą, a nawet, patrząc z perspektywy czasu, myślę, że pandemia pomogła nam w osiągnięciu świetnego wyniku finansowego.
W tym roku było inaczej. Wiedzieliśmy już, że pandemia ani kolejne lockdowny nas nie znokautują, rok zakończyliśmy niezłym wynikiem i mogliśmy spokojnie myśleć o większych inwestycjach, zarówno w firmie, jak i prywatnie. Nie wszystkie inwestycje się zwróciły, ale o tym za chwilę.
Było inaczej też dlatego, że w 2021 rok weszliśmy w rzeczywistości, w której w UE nie było już Wielkiej Brytanii. Większość z Was pewnie tego nie odczuła, a może nawet dawno zapomniała już o brexicie, ale dla nas 2020 rok był mocno stresujący dlatego, że jeden z naszych bardzo ważnych dostawców w sklepie 2drink.pl to firma z Wielkiej Brytanii. I mimo że staraliśmy się przygotować do brexitu, to do samego końca nikt nie wiedział, jak to naprawdę będzie wyglądać. Jak długo będą szły paczki z UE, jak będą przebiegać formalności, jakie dokumenty będą sprawdzane, czy nasz kontrahent je dostatecznie szybko dostarczy, jak będą wyglądać dodatkowe koszty, których wcześniej nie było. Wszystkiego musieliśmy się dowiedzieć w praniu, podejmując pewne ryzyko i sprawdzając na własnej skórze co i jak działa.
To tyle tytułem tła i rzeczywistości, w jaką wchodziliśmy z naszym biznesem w 2021 roku. Na liście rzeczy, które nam się opłacały w tym roku umieściłam nie tylko typowo biznesowe decyzje, ale też kilka prywatnych, które mają związek np. z oszczędnością czasu.
7 rzeczy, które mi się opłacały w 2021 roku
-
Działanie zamiast czekania
Rok 2021 był rokiem szalonego wzrostu cen. Nie tylko materiałów budowlanych (wspaniała okazja, żeby stawiać domek letniskowy i urządzać działkę, prawda? :D), ale też wszystkiego. My szczególnie mocno odczuliśmy zmiany w kursach walut. Sprowadzamy sporo akcesoriów do drinków z całej Europy i płacimy za towar w funtach i euro. Kurs euro wahał się między 4,45 a 4,72. Pozornie to niewielka różnica, ale na setkach produktów i tysiącach euro różnica jest już odczuwalna.
A ceny rosły nie tylko w Polsce, ale i u naszych dostawców. To sprawiło, że najbardziej opłacało się zamawiać tak szybko, jak to możliwe, nie czekać i nie odkładać kolejnych dostaw. Im wcześniej zamówiliśmy jakieś partie towaru, tym w lepszych cenach one ostatecznie były.
Poszczęściło nam się też w tej materii jeśli chodzi o domek letniskowy. Zamówienie na domek złożyliśmy tuż przed wzrostem cen na materiały budowlane, bo w lutym. Coś mi mówi, że gdybyśmy mieli kupować ten domek teraz, to byłyby pewnie ze 30% droższy, biorąc pod uwagę, jak do góry poszły ceny. W przypadku takich większych inwestycji to jest ładne kilkadziesiąt tysięcy w kieszeni.
2. Wytrwałe szukanie nowych dostawców, bez uprzedzeń
Jeszcze ze 2 lata temu mieliśmy jednego głównego dostawcę w sklepie 2drink.pl, teraz mamy kilku różnych, niektórych bardzo nieoczywistych. Opłacało się przeczesywanie internetu w poszukiwaniu nowych firm, z którymi chcielibyśmy współpracować i pozbycie się przy tym wszelkich obaw i uprzedzeń, w stylu „jesteśmy za mali, na pewno nie będą chcieli z nami gadać”, „ta firma nie wygląda na dużą, pewnie nic z tego nie będzie”, albo „to niemożliwe, żeby sprowadzać towar z zachodu, kupować po zachodnich cenach i jeszcze na tym zarobić”. Opłacało się sprawdzać, pytać, dopytywać, ciągnąć za język, próbować.
W tym roku znaleźliśmy naprawdę świetnych kontrahentów z nieoczywistych krajów, a na przyszły rok mamy kolejnych kilka kontaktów do sprawdzenia.
3. Dywersyfikacja
O dywersyfikacji mówiłam już w tym podcaście kilkukrotnie. W ubiegłym roku wspomniałam, że opłacała się dywersyfikacja jeśli chodzi o źródła przychodu i prowadzenie równolegle sklepu 2drink.pl oraz To się opłaca. W tym roku szczególnie opłacała się dywersyfikacja jeśli chodzi o dostawców najważniejszych akcesoriów barmańskich i to, że nie polegamy w tej materii na jednym producencie.
W zeszłym roku raz czy dwa zdarzyło nam się, że nasz główny dostawca czegoś nie miał, nie mógł nam sprzedać, a więc i my mieliśmy braki w towarze i traciliśmy pieniądze. W tym roku dzięki dywersyfikacji kluczowe akcesoria sprowadzamy od kilku firm. Nie zawsze są identyczne, ale są dla siebie dobrymi zamiennikami, więc jeśli czegoś nie ma, to nie musimy odsyłać klienta z pustymi rękami, mamy zapewnioną ciągłość sprzedaży.
4. Wejście na Allegro ze wszystkimi produktami dzięki integracji poprzez Baselinker
Nie wiem kiedy dokładnie odkryłam Baselinkera, ale dopiero w tym roku postanowiliśmy, że nie będziemy się przejmować cenami i tym, że na Allegro inni sprzedają podobne rzeczy do nas albo te same za mniejsze kwoty. Dotąd mieliśmy na Allegro tylko hity sprzedażowe, a w tym roku wprowadziliśmy dokładnie wszystko, co mamy w sprzedaży.
Do tego włączyliśmy reklamy allegrowe, które, ku mojemu zdziwieniu, zostały w ostatnich latach mocno rozbudowane. Te działania sprawiły, że zobaczyliśmy zauważalny wzrost zamówień w sklepie.
5. Przeniesienie konta firmowego do mBanku
Przez lata mieliśmy konto firmowe w Idea Banku. A że było to konto dla spółek, nie było nawet aplikacji mobilnej, a niektóre oczywiste działania na koncie były niezbyt intuicyjne. Po tym, jak Pekao S.A. przejęło Ideę, stwierdziliśmy, że przenosimy konto. Akurat trwała jakaś promocja w mBanku na konta firmowe, a że mamy od lat konta osobiste w tym banku, przenieśliśmy i firmę.
To był strzał w dziesiątkę, bo Pekao w ciągu roku podniosło niektóre opłaty, a w mBanku nadal mamy konto darmowe, a przy tym jego obsługa nawet z komórki jest bajecznie prosta. To dzień do nocy w porównaniu ze starym kontem, serio!
6. Abonament na prywatną opiekę medyczną
Długo się zastanawiałam, czy na pewno jest nam coś takiego potrzebne. Choruję na kilka przewlekłych chorób i dotychczas korzystałam z państwowej opieki zdrowotnej i nie narzekałam na nią specjalnie.
No więc dlaczego zdecydowaliśmy się na wydawanie 250 zł co miesiąc (abonament za 2 osoby) na dodatkową opiekę prywatną? Jak tak o tym myślę, to chyba wszystko przez e-recepty. Ponieważ biorę regularnie kilka leków i co trochę muszę odnawiać recepty, dotychczas musiałam umówić się na wizytę do lekarza, iść i odczekać swoje w kolejce i wziąć receptę. Jak wprowadzono e-recepty, to stało się absurdalne, bo szłam po to, żeby ktoś mi wpisał receptę do systemu. A potem wprowadzono teleporady i stało się jeszcze bardziej absurdalne: musiałam dzwonić do przychodni (co trwało wieki, bo tam oczywiście nikt nie odbiera albo ciągle zajęte), zapisać się na teleporadę, po to, żeby lekarz oddzwonił i wypisał receptę.
Raz na 3 miesiące było jeszcze gorzej, bo wykonanie badań krwi to następująca procedura: zapisanie się do lekarza, który wypisze skierowanie, godzina czekania w kolejce na pobranie krwi, zapisanie się do lekarza, który poda wyniki.
Tymczasem jak to wygląda w prywatnej przychodni?
Przez internet proszę o skierowanie na badania, lekarz wprowadza w system, ja zapisuję się online na pobranie krwi, jadę na konkretną godzinę i wchodzę do pokoju pobrań bez kolejki. Po południu w systemie jest już wynik, a lekarz online wprowadza swój komentarz. Receptę mogę zamówić również online, na to co chcę i ile chcę (pod warunkiem, że już mi wcześniej lekarz te leki przepisywał).
Ta stówka z hakiem płacona co miesiąc oszczędza mi pewnie ze 2-3 godziny czasu każdego miesiąca, a dodatkowo daje możliwość skorzystania z wielu lekarzy specjalistów, do których musiałabym zapisywać się z dużo większym wyprzedzeniem państwowo. Dzięki temu poszłam w końcu na długo odkładane wizyty u lekarzy, którzy nigdy nie byli na mojej liście priorytetów, np. dermatolog i kontrola znamion i pieprzyków.
A zmiana lekarza pierwszego kontaktu swoją drogą wyszła mi na dobre, bo udało się rozwiązać jeden problem zdrowotny, z którym się zmagałam od długiego czasu, co mocno poprawiło jakość mojego życia w tym roku.
7. Pytanie o rabaty i zniżki
Tu powinnam oddać głos Tomkowi, bo to on ma w tym roku największe sukcesy na tym polu. Krok po kroku uczy się negocjacji, zarówno w firmie, jak i prywatnie. A to uda się wynegocjować darmową wysyłkę u dostawcy, a to niższą prowizję czy mniejszą opłatę za jakąś licencję na oprogramowanie, a to udaje się zmniejszyć koszty przy budowie domku letniskowego. Nie bał się też prosić o rekompensatę – ktoś z czymś nawalił, to można go zapytać o rekompensatę z tego tytułu. Rekompensata jest za mała? Można negocjować wyższą itd. Najnowszy sukces na tym polu: rekompensata za skazę na stole, kupionym w popularnym salonie meblowym – prawie dwa razy większa, niż firma pierwotnie zaproponowała.
Gdyby zsumować te wszystkie rabaty i zniżki, byłoby pewnie na solidne wakacje.
3 rzeczy, które mi się nie opłacały w 2021 roku
Podsumowanie roku nie byłoby pełne, gdyby nie dodać do tej beczki miodu łyżki dziegciu. Co mi się nie opłacało?
-
Stała współpraca z agencją marketingową przy To się opłaca
Długo się broniłam przed tym, żeby zatrudniać kogoś do pomocy na stałe, ale na początku zeszłego roku stwierdziłam, że muszę spróbować czegoś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Pytałam Was wtedy o polecenia osób lub firm, które mogą mi pomóc w To się opłaca z marketingiem i reklamą. Zgłoszeń było sporo, a co do firmy, z którą ostatecznie nawiązałam współpracę, od początku byłam dobrej myśli. Z właścicielką spotkałyśmy się kilka razy online, obgadałyśmy plan działań, stworzyliśmy strategię.
Sama współpraca trwała przez pół roku i była moją największą inwestycją w To się opłaca jeśli chodzi o koszty. I była to w gruncie rzeczy naprawdę udana współpraca. Project manager czy też opiekun klienta, nie wiem już jak tam nazywają się stanowiska, z którym współpracowałam, nadawał na tych samych falach co ja i miałam poczucie, że wreszcie mam kogoś, kto rozumie ten biznes tak samo jak ja, czyta te same książki, śledzi te same trendy, zna tych samych ekspertów i obserwuje te same wydarzenia. Bardzo wiele mi w czasie tego pół roku pomógł, niektóre z efektów naszych wspólnych działań zostaną ze mną na dłużej (np. nowe okładki wszystkich produktów na kursy.tosieoplaca.pl i nowa strona główna bloga).
A skoro tak, to dlaczego o tej współpracy mówię jako o rzeczy, która mi się nie opłacała? Otóż ta inwestycja nie wpłynęła na wzrost przychodów z działalności To się opłaca ani nie dała perspektyw na to, że ten wzrost pojawi się w najbliższym czasie. Dodatkowo stało się coś, czego zupełnie wcześniej nie przewidziałam – otóż taka współpraca, w której agencja ma jakieś zobowiązania, wymagała ode mnie też bardzo intensywnej pracy i np. cotygodniowych spotkań w celu omówienia co dalej. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jak bardzo przywykłam już do pracy solo i jak bardzo ta praca solo i bycie panią swojego losu mi odpowiada. Przez te pół roku mocno się spinałam, dawałam z siebie wszystko i szczerze mówiąc mocno mnie to wymęczyło, czego się nie spodziewałam wcześniej.
Celowo nie podaję tu nazwy agencji, z którą współpracowałam i nie chcę też, żebyście myśleli, że uważam ich za kiepskich specjalistów. Z perspektywy czasu oceniam, że dla mnie było na taką współpracę chyba trochę za późno. Gdybym mniej wiedziała o prowadzeniu biznesu online, to na bank mogłabym się od nich znacznie więcej nauczyć. Może też źle wybraliśmy projekty, nad którymi wspólnie pracowaliśmy? Trudno powiedzieć.
To była chyba moja najdroższa lekcja w ostatnich kilku latach, ale wiele się nauczyłam, przede wszystkim o tym, co chcę robić i jak to robić, oraz co jaki ma na mnie wpływ.
2. Stawiać na urlop nad Bałtykiem
Od wielu lat co roku mamy zwyczaj jeździć na dłuższe urlopy (tak 3-4 tygodnie) w jakieś nieznane miejsca w Europie. Pandemia pokrzyżowała nam plan podróży po Hiszpanii w 2020 roku, a w tym, niepewni jeszcze jak będą wyglądały kolejne obostrzenia, postawiliśmy na urlop w Polsce. W zeszłym roku też byliśmy nad morzem, przez 2 tygodnie pod koniec lata było codziennie 17 stopni 😀 Ale w tym roku pojechaliśmy nieco wcześniej, w drugiej połowie sierpnia, znowu nad Bałtyk.
I znowu niestety trafiliśmy na zimny okres. Już chyba nie mam siły na te urlopy w sierpniu nad morzem. Wolę Bałtyk zimą, kiedy i tak nie spodziewasz się po nim niczego dobrego 🙂
3. Podporządkowanie wszystkiego pracy
Wiem, to głupie, bo jak mogłabym myśleć, że to ma sens, prawda?
W pierwszym półroczu mocno zaangażowałam się w pracę nad kursami w To się opłaca. Te pierwsze 6 miesięcy to dwa nowe kursy online o e-sklepach oraz II edycja programu mentoringowego Załóż sklep. Dziesiątki webinarów, konsultacje, mastermindy z kursantami, dziesiątki godzin na planowaniu i prowadzeniu kampanii sprzedażowych, godziny na przygotowywaniu materiałów. Chyba nigdy wcześniej nie zrobiłam tak dużo w tak krótkim czasie.
Drugie półrocze to niespodzianka, która nam wypadła w postaci sprzedaży Shoplo i tego, że wszystkie sklepy na Shoplo muszą przenieść się na Shopera. Migracja sklepu 2drink trwała dłużej, niż się spodziewaliśmy (chociaż ostatecznie sklep działa bez zarzutu), a dodatkowo jeszcze było sporo pracy ze sklepem To się opłaca, który teraz jest pod adresem kursy.tosieoplaca.pl.
Do tego trzeba dołożyć ogromną pracę, której nie widać, a która związana jest z szukaniem nowych dostawców.
Wszystko to sprawiło, że naprawdę mało mieliśmy w tym roku urlopów. Tydzień nad morzem, dwa razy po kilka dni w SPA na Mazurach, kilka dni w Gdańsku i to właściwie tyle. Kompletnie nie opłacało się tyle pracować, bo efekty finansowe wcale nie są dużo lepsze niż rok temu, ale za to my jesteśmy bardziej zmęczeni. Wniosek na nowy rok jest taki, że trzeba wrócić do starego sposobu działania, czyli trzytygodniowego urlopu w okolicach maja-czerwca, najlepiej jak najdalej od komputera i dobrego internetu 😉
Podsumowując, nasuwa mi się jeden wniosek, o którym nie myślałam, gdy robiłam tę listę.
Gdy patrzę na te wszystkie rzeczy, które mi się w tym roku opłacały, to można je podsumować jednym zdaniem: opłaca się wierzyć w siebie. Wierzyć w to, że podejmujemy dobre decyzje, że jesteśmy dla kogoś równorzędnym partnerem, że możemy coś wynegocjować, że możemy coś zdziałać i osiągnąć sukces, nawet jeśli nie robiliśmy czegoś wcześniej. I z tym optymistycznym przekazem Was zostawiam 🙂
super wpis 🙂 pozdrawiam.
Interesujący tekst, dał mi wiele do przemyślenia. Dziękuję.
Dodaj od siebie tak punkt, więcej kontaktów z ludźmi z podobnego obszaru zainteresowań. Czeto się o czymś nie wie i wzajemnie się rozwija o nowe horyzonty i rozwiązania. Tylko raz mi ktoś zrobił świnię (a i to słabo mu wyszło) na setki razy pozytywnych gdy otwarcie mówiłem o swoich planach biznesowych i kierunkach rozwoju.
Super artykuł, warto przeczytać