Prowadzę swój sklep internetowy od 10 lat i w tym artykule podzielę się z Tobą wszystkim, co chciałabym wiedzieć, zanim się za to zabrałam. Nie będzie tu złotych rad z podręczników e-commerce, tylko moje osobiste lekcje, przemyślenia i błędy, które popełniłam po drodze. Ten tekst powstał na podstawie filmu, który nagrałam — bo czasem łatwiej powiedzieć coś z serca niż napisać. Ale tu postanowiłam to wszystko zebrać i uporządkować.
Ale jeśli wolisz obejrzeć film, znajdziesz go tutaj:
Kim jestem i co sprzedaję?
Jak pewnie wiesz, razem z moim mężem Tomkiem prowadzę sklep sklep.2drink.pl — sklep z akcesoriami dla domowego barmana. Założyliśmy go w 2015 roku, a działamy jako duet, który łączy pasję z praktycznym podejściem do biznesu.
Przez te 10 lat sprzedaliśmy produkty za około 10 milionów złotych i odebraliśmy mnóstwo cennych lekcji. Uczyliśmy się na błędach, testowaliśmy nowe pomysły, trafialiśmy z ofertą — i nie trafialiśmy. Jak każdy, kto prowadzi sklep, mieliśmy wzloty i upadki.
Lekcja 1: Klienci muszą przychodzić z różnych miejsc
Pierwsza z nich to ta, że podstawą działania sklepu internetowego jest dywersyfikacja źródeł pozyskiwania klientów. Na początku większość klientów trafiała do nas z bloga, który prowadziłam od czterech lat. Z czasem do gry weszły inne źródła: reklamy na Facebooku i w Google, Allegro, porównywarki cenowe takie jak Ceneo, a także pozycjonowanie. Ostatnio pojawiło się nawet zamówienie, które przyszło z narzędzia AI — Perplexity. Ktoś wpisał zapytanie, a Perplexity zaproponowało nasz sklep jako miejsce, gdzie znajdzie odpowiedź. To pokazuje, że źródła ruchu się zmieniają i nie można polegać tylko na jednym. Dziś coś działa, a jutro może przestać. Dlatego tak ważne jest, żeby dywersyfikować.
Lekcja 2: Pozyskanie klienta zawsze coś kosztuje
Drugą lekcją jest to, że pozyskanie klienta zawsze coś kosztuje. Nawet jeśli myślimy, że pozyskujemy klientów „za darmo” z mediów społecznościowych, to jednak płacimy za to swoim czasem. Każdy klient to koszt – albo czasu, albo pieniędzy. Warto wiedzieć, ile nas to naprawdę kosztuje. Liczyć, ile wydajemy na reklamy, ile płacimy w prowizjach, ile pracy wkładamy w treści. Ta świadomość pozwala podejmować lepsze decyzje.
Warto sobie regularnie liczyć:
-
ile kosztuje kliknięcie w reklamę,
-
ile kosztuje nas prowizja Allegro czy afiliacji,
-
ile kosztuje nas obsługa klienta,
-
ile czasu poświęcamy na marketing.
Lekcja 3: Musisz ciągle się uczyć
Trzecia rzecz, której się nauczyłam, to że prowadząc sklep, uczysz się cały czas. Zaczynaliśmy, gdy nie było jeszcze Instagrama. Reklamy na Facebooku dopiero raczkowały. Dziś musimy znać mechanizmy działania reklam w różnych kanałach, ogarniać nowe formaty jak rolki czy shorts, wiedzieć, jak działa pozycjonowanie nie tylko pod Google, ale też pod AI. To ciągła nauka, ciągły rozwój. I trzeba się na to przygotować — że ten biznes nie stoi w miejscu.
Lekcja 4: Nie rób dużych zapasów
Kolejna lekcja to ostrożność z zatowarowaniem. Na początku często mieliśmy pokusę, żeby zrobić większe zapasy, gdy jakiś produkt dobrze się sprzedawał. I czasem to działało. Ale czasem nie.
Przykład? Słoje z kranikiem. Przez jakiś czas to był nasz hit. Mieliśmy ich kilka modeli, sprzedawały się świetnie, bo trudno było je wtedy znaleźć w innych sklepach. Ale potem weszły z nimi duże sieci, takie jak Pepco czy Ikea, i sprzedaż momentalnie spadła. Dobrze, że nie mieliśmy wtedy ogromnych zapasów. Magazynowanie dużych produktów kosztuje — szczególnie gdy płacisz za powierzchnię. Dlatego trzeba dobrze kalkulować, co się opłaca, a co nie. I być gotowym na to, że czasem się przestrzelimy.
Lekcja 5: Nie wszystko się sprzeda
Nauczyłam się też, że nie wszystko się sprzeda. Bywają produkty, które zalegają w magazynie. Które trzeba przecenić, oddać po kosztach albo nawet poniżej. To normalne. W każdym sklepie tak jest. Gdyby wszystko sprzedawało się idealnie, nie istniałyby outlety, wyprzedaże, sklepy „wszystko po 4 zł”. Taki produkt-niewypał może się zdarzyć każdemu i trzeba go potraktować jako część ryzyka, a nie osobistą porażkę.
Lekcja 6: Viral nie równa się sprzedaż
Jeszcze jedna rzecz, o której się przekonałam — nie warto gonić za viralami. Mieliśmy wiele filmików, które miały po kilkaset tysięcy, a nawet ponad milion wyświetleń. Przepisy na drinki, które roznosiły się szeroko. I… to wcale nie przekładało się na sprzedaż. Virale budują zasięg, sprawiają, że więcej osób trafi do naszego „piksela” reklamowego, ale same z siebie nie generują przychodów. Więc jeśli ktoś liczy, że viral odmieni jego sklep – niekoniecznie. Dla nas o wiele ważniejsze są treści, które budują relację i zaufanie.
Lekcja 7: Nie ma drogi na skróty
Nie było też w naszym przypadku czegoś takiego jak szybki sukces. Nie mieliśmy jednego przełomu, jednej kampanii, która odmieniła wszystko. To była długa, stabilna, ale powolna droga. Zlecamy wiele rzeczy – reklamy, pakowanie, pozycjonowanie, obsługę social mediów. Ale zlecenie czegoś nie oznacza, że pozbywasz się pracy. Nadal musisz to nadzorować, koordynować, być zaangażowana. Ktoś kiedyś powiedział mi, że jeśli zlecasz komuś prowadzenie reklam, to tak jakbyś dawała swoje dziecko opiekunce. Ona się tym zajmie, ale nigdy nie tak dobrze jak Ty. I coś w tym jest. Bo nikt nie zna Twojego biznesu tak jak Ty.
Lekcja 8: Sklep to sposób na życie
Ten sklep, ten biznes to też mój sposób na życie. Nie da się go odłączyć. Nawet na wakacjach zastanawiam się, co się dzieje ze sklepem, czy wszystko działa, czy są zamówienia. W restauracjach zerkam na szklanki i naczynia. W marketach za granicą oglądam akcesoria barmańskie. To we mnie już siedzi. I myślę, że tak będzie zawsze.
I na koniec jeszcze jedno. Trzeba lubić to, co się robi. Jeśli nie masz szefa nad głową, a nie lubisz swojej branży, to będzie Ci ciężko. Możesz sobie pozwolić na dzień lub dwa przerwy od wrzucania czegoś do sociali albo odpisywania na maile, ale jeśli nie czujesz frajdy z tego, co robisz, to Twój biznes w końcu przestanie działać. Nie jestem fanką zamieniania każdej pasji w biznes, ale uważam, że jeśli chcesz prowadzić sklep samodzielnie, to musisz lubić tę branżę. Musisz mieć w sobie ciekawość, chęć szukania nowych produktów, rozwiązań, inspiracji. Inaczej będzie Ci trudno.
Nie żałuję, że założyłam sklep. Ale byłoby mi łatwiej, gdybym na początku wiedziała, że nic nie przychodzi szybko, że będą nietrafione decyzje, że prowadzenie sklepu to nie tylko praca, ale styl życia. I że trzeba lubić to, co się robi, żeby to robić przez długie lata.
Jeśli myślisz o założeniu sklepu, to polecam Ci mój film z 30 pytaniami, które warto sobie zadać przed startem. Dziękuję, że przeczytałaś ten tekst. Trzymam za Ciebie kciuki.