Ten wpis ma też wersję audio, jeśli chcesz posłuchać podcastu na ten temat, tu znajdziesz ten odcinek: Książkowe hity i rozczarowania 2021 roku.
Czytam ponad 80 książek rocznie (w 2021 przeczytałam 84, jeśli nie pominęłam niczego na swojej liście). Czytanie jest moją podstawową, ulubioną formą rozrywki. Oglądam niewiele seriali, a jeszcze mniej filmów, nie uprawiam żadnego sportu (choć w minionym roku przez kilka miesięcy udawało mi się regularnie ćwiczyć po pół godziny 3 razy w tygodniu), a jeśli do tego dodamy, że nie muszę tracić czasu na dojazdy do pracy i nie mam dzieci – czasu na czytanie robi się całkiem sporo. Czytam codziennie przed snem, czasem godzinę lub dłużej, a jeśli mogę, czytam też popołudniami. W weekendy niekiedy nawet całą książkę w dwa dni.
Kiedyś dyskutowałam z kimś o tym, czy to ma sens, czytać tyle książek, bo przecież i tak nie pamięta się wszystkich po jakimś czasie. Zdarza mi się nawet czytać niektóre książki dwa razy, bo po opisie kompletnie nie kojarzę, że już to czytałam (w tym roku zrobiłam tak dwa razy). Czy w takim razie nie lepiej czytać mniej, ale więcej zapamiętywać?
Może dla kogoś tak, dla mnie nie. Czytanie jest dla mnie po prostu formą spędzania czasu. Nie ma to znaczenia, że nie wszystko zapamiętam. Kiedy oglądamy filmy, też nie wszystko zapamiętujemy. Gdy podróżujemy, też nie zapamiętujemy ze szczegółami wszystkich zabytków, a czasem nawet kompletnie nie kojarzymy, jak jakieś miejsce wyglądało. Chodzi o przyjemność tu i teraz. O oderwanie się myślami od pracy, obowiązków, codziennego życia, o przeniesienie się na chwilę w inne miejsce.
Dlatego najbardziej lubię czytać powieści, ostatnio zwłaszcza takie, których akcja dzieje się w odległych krajach albo w przeszłości. Ale na mojej liście książek, przeczytanych w 2021 nie brakuje także poradników, znalazły się jakieś reportaże i inne książki, które wrzucam sobie do worka z napisem „rozwojowe”.
Przez cały rok w tym worku rozwojowych książek znalazły się 23 pozycje, pozostałe 61 to powieści. Nie będę tu omawiać i podawać tytułów wszystkich tych książek, ograniczę się do opowiedzenia o kilku hitach i kitach, zarówno jeśli chodzi o książki rozwojowe, jak i te, które czytałam dla przyjemności.
Większość książek czytam za pośrednictwem Legimi. Jeśli nie znasz Legimi, a chcesz przetestować ten serwis przez 30 dni za darmo, załóż konto z mojego linka, o tego: https://www.legimi.pl/kod/8ZMPY/. Wtedy Ty dostaniesz 30 dni za friko, a ja 14 🙂
Książkowe hity 2021 – moja lista
Dla porządku dodam tylko, że mówię tu o książkach, które przeczytałam w 2021 roku, a nie o takich, które zostały w tym roku wydane.
Zacznijmy od książek z worka „rozwojowe”:
„Factfulness” (H. Rosling)
Podtytuł tej książki to „Dlaczego świat jest lepszy niż myślimy”. To pozycja, którą polecam każdemu i która serio może zmienić postrzeganie rzeczywistości. Tej rzeczywistości, którą znamy z portali informacyjnych czy programów telewizyjnych i która zwykle w tych programach jawi się jako coraz gorsza. Więcej dramatów, więcej zła, więcej biedy, więcej wypadków, więcej zagrożeń. Hans Rosling w swojej książce analizuje dane, dotyczące różnych aspektów życia w wielu zakątkach świata i czarno na białym pokazuje, że świat nie zmierza ku upadkowi, a wręcz przeciwnie – umiera mniej dzieci niż kiedyś, coraz mniej ludzi żyje w biedzie, jest coraz lepszy dostęp do edukacji itd. Przeczytanie tej książki to z pewnością dobrze spożytkowane kilka godzin.
„Co chce wiedzieć klient” (M. Sheridan)
Tą książką byłam zachwycona od samego początku i wiem, że po moich poleceniach na Instagramie wielu z Was ją kupiło i podzielacie moją dobrą opinię. Z książkami poradnikowymi o biznesie mam tak, że rzadko dowiaduję się czegoś nowego, a jeszcze rzadziej coś tak mnie zaciekawi, że mam ochotę od razu wypróbować to w praktyce. Ale tak właśnie było z książką Marcusa Sheridana „Co chce wiedzieć klient”, aż mnie korciło, żeby od razu spróbować wdrożyć to, o czym przeczytałam.
Wreszcie pojawił się poradnik o content marketingu, który daje konkretne wskazówki, jakie artykuły pisać i jakie wideo nagrywać. Konkretne, czyli na jakie dokładnie tematy. I jak to, co już zostało napisane, wykorzystać potem przy sprzedaży. Są nawet gotowe e-maile, które autor radzi wysyłać do klientów.
Ode mnie duży plus za wiele case study i to z różnych branż. Takie opisy przypadków zawsze podsuwają najlepsze pomysły.
Przeczytaj, jeśli podoba Ci się idea zdobywania klientów przez edukowanie ich i dostarczanie informacji.
„Efekt viralowy” J. Berger
Zawsze miałam trochę problem z tą całą wirusowością treści. No bo jak wytłumaczyć to, że ciekawe kanały na YT i wartościowe filmy mają po kilka tysięcy wyświetleń? A pies przebrany za pająka ma setki tysięcy odsłon (kto jeszcze to pamięta)?
Jonah Berger podszedł do tematu jak naukowiec – analizował dane, porównywał je ze sobą i w końcu wyodrębnił 6 kluczowych czynników, które mają wpływ na to, czy treść stanie się popularna, czy się nią podzielimy czy też nie.
Ale bez obaw, to nie jest podręcznik akademickim ze stosem danych. Jest tu też cała masa przykładów i interesujących historii, dzięki czemu książkę naprawdę fajnie się czyta 🙂
Polecam, jeśli zajmujesz się marketingiem lub tworzysz treść w internecie, w jakiejkolwiek formie.
„Buntowniczki” (J. Fedorowicz)
Tu podtytuł brzmi „Niezwykłe Polki, które robiły, co chciały”. Przyznam, że biorąc tę książkę do ręki, spodziewałam się czegoś innego: bardziej znanych nazwisk i bardziej współczesnych historii. A tu zupełna odmiana: kobiety, o których nigdy nie słyszałam (no dobra, nie wszystkie, bo książka zaczyna się od historii Marii Konopnickiej) i historie, które działy się w zupełnie innych epokach. Jest tu na przykład pierwsza polska lekarka, żyjąca w XVIII wieku Regina Pilsztyn, jest XIX-wieczna żołnierka Joanna Żubr czy edukatorka seksualna Irena Krzywicka. Książkę czyta się jednym tchem i po przeczytaniu ma się apetyt na więcej.
„Sex, disco i kasety wideo” (W. Przylipiak)
To książka o różnych aspektach życia w Polsce w latach 90-tych. Dla mnie to trochę jak wejście na pokład wehikułu czasu, bo w latach 90-tych chodziłam do podstawówki i wiele z tych realiów pamiętam lub przypominałam sobie podczas lektury.
Znajdziemy tu mnóstwo ciekawych historii i opowieści, dotyczących kultury, biznesu, początków prasy kolorowej w Polsce (nakłady ówczesnych gazet to był jakiś szał!) życia codziennego, a nawet… urządzania wnętrz. Ogromny plus za zdjęcia przedmiotów z tamtych lat, chociaż gdy czyta się książkę w formie e-booka na czytniku, to jednak sporo te zdjęcia tracą.
Polecam, jeśli macie 35-45 lat, czytanie tej książki będzie jak powrót do dzieciństwa czy czasów nastoletnich.
„Zapaść. Reportaże z małych miast” (M. Szymaniak)
Dla mnie, osoby, która całe życie mieszka w Łodzi, ta książka to z kolei wejście na zupełnie nieznany ląd. Mieszkając w dużym mieście nie mamy nawet pojęcia o problemach, jakie mają mieszkańcy małych miejscowości. Ta książka zwraca uwagę na wiele problemów, a jest tym ciekawsza, że zawiera wiele historii, opowiedzianych przez mieszkańców małych miasteczek.
Bezrobocie, bardzo kiepskie perspektywy mieszkaniowe (bo w okolicy nie ma wolnych mieszkań albo mimo pracy nie ma zdolności kredytowej), brak dostępu do lekarzy albo brak możliwości dostania się do przychodni w dniu wyznaczonej wizyty, długo by wymieniać problemy, o jakich pisze autor książki.
Warto po nią sięgnąć, szczególnie jeśli mieszkacie w dużym mieście, żeby zyskać nową perspektywę.
„Indywidualny program MBA” (J. Kaufman)
Na deser książka, którą polecałabym komuś, kto jeszcze nie czytał żadnych książek o biznesie, a chciałby zacząć i nie wie, od czego.
Josh Kaufman przez kilka lat prowadził blog, który miał być alternatywą dla drogich studiów biznesowych. Czytał książki, które rozwijały temat z jakiegoś obszaru, związanego z biznesem i polecał najlepsze na blogu. A ta książka jest esencją tego, co przeczytał i czego się nauczył przez cały ten czas.
To naprawdę dobry wstęp dla każdego, kto myśli o założeniu firmy. Są tu omówione wszystkie kluczowe aspekty działania na swoim, zaczynając od dostarczania wartości klientom, a kończąc na zarządzaniu i doskonaleniu systemów, które w firmie działają. Krótkie rozdziały, do łyknięcia w wolnej chwili i bardzo wiele odniesień do innych książek, w których można znaleźć szersze opracowanie danego tematu.
Pora na książki, które zdecydowanie są bardziej rozrywką, niż nauką.
Oto moje tegoroczne hity:
Cykl „Siedem sióstr” (L. Riley)
To moje odkrycie tego roku! Cały cykl to 7 powieści, ale chodzą plotki, że będzie jeszcze jedna, bo taki był zamysł autorki, która niestety zmarła w tym roku.
Każda z 7 powieści zabiera nas w inny zakątek świata, przenosi nas też w inne czasy, bo wątki teraźniejsze splatają się z historiami z przeszłości. Tytułowe 7 sióstr to adoptowane siostry, dziś już dorosłe kobiety, które po śmierci adopcyjnego ojca wyruszają na poszukiwanie swoich przodków. Nie wszystkie od razu, nie wszystkie równie chętnie, ale ostatecznie każda dowiaduje się czegoś o swojej przeszłości. A my przy okazji poznajemy trochę Brazylii, Anglii, Francji, podróżujemy do Afryki i Australii. Jest naprawdę ciekawie, bo na kartach powieści Riley pojawiają się prawdziwe, znane z historii postacie lub wydarzenia (np. budowa pomnika Chrystusa z Rio).
Jeśli chodzi o cykl „Siedem sióstr” to najbardziej żałuję, że przeczytałam już cały i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na ostatnią książkę z całej serii.
„Długi płatek morza” (I. Allende)
Tę książkę umieszczam na liście hitów ze względu na dwie rzeczy: uwielbiam książki, których akcja dzieje się przez kilka pokoleń albo chociaż kilkadziesiąt lat i daje możliwość przeżycia tych lat z bohaterem. A po drugie, tu mamy podróż do zakątka ziemi, w którym nie byłam i o którym nic nie wiem. Podróżujemy wraz z bohaterami z Hiszpanii, która ogarnięta jest wojną domową, do Chile, w którym swój dom znajduje wielu uchodźców z Hiszpanii właśnie. Mamy tu tło historyczne, mamy emocje bohaterów, mamy świat, w którym można się zanurzyć – takie powieści lubię.
„Gdzie poniesie wiatr” (K. Hannah)
Jedna z tych książek, przy których zarwałam noc, a nie często mi się to zdarza. Jak wspomniałam, w tym roku szukałam książek, które przenoszą w inną rzeczywistość i tak też było tym razem.
Akcja tej powieści zaczyna się w latach 30-tych w Teksasie, w czasie wielkich susz i burz piaskowych, które niszczyły farmy. Główna bohaterka Elsa nie dość, że musi stawić czoła teściom, którzy początkowo niechętnie widzą jej związek z synem i niechcianą ciążę, to jeszcze potem musi poradzić sobie sama z dwójką dzieci, gdy jej mąż ucieka i nigdy nie wraca. Zostać na farmie, która wysycha i nie pozwala wykarmić dzieci czy ruszyć, jak wielu innych na poszukiwanie lepszego życia do Kaliforni – to tylko jeden z wielu dylematów, które ma przed sobą Elsa.
Jeśli poszukujecie powieści, która chwyta za serce i jeszcze długo zostaje w głowie po przeczytaniu, to zdecydowanie będzie dobry wybór.
Książkowe rozczarowania 2021
W ciągu całego roku było kilka takich książek, które wzięłam do ręki, zaczęłam czytać, ale z różnych powodów nie dokończyłam. Najczęściej dlatego, że nie było warto. Tych nie mam na liście 84 przeczytanych książek, ale mam kilka innych, które skończyłam, ale nie jestem nimi specjalnie zachwycona.
Oto moje książkowe rozczarowania z tego roku:
„Get shit done” (J. Gitomer)
Po pół roku od przeczytania tej książki kompletnie nie pamiętam żadnej wartościowej wskazówki. Pamiętam tylko, że podczas czytania miałam wrażenie, że już to gdzieś czytałam i że nic nowego tu nie ma. Co niekoniecznie musi oznaczać, że to jest zła książka, po prostu w moje życie niczego nowego nie wniosła i jeśli czytaliście lub słuchaliście czegoś z tematyki produktywności, to pewnie w Wasze życie też wiele nie wniesie.
„Potęga checklisty” (A. Gawande)
Wielkie rozczarowanie. Długo polowałam na tę książkę, bo słyszałam, że jest dobra, ale teraz kompletnie nie rozumiem zachwytów nad nią. To nie jest poradnik, tylko książka, która przez 288 stron udowadnia jedną tezę – warto robić checklisty. OK, mnie przekonała po dwóch rozdziałach i w kolejnych czekałam, aż pojawi się jakaś nowa myśl, może jakieś wskazówki, jak te checklisty robić? Albo jak nie robić? A tu nic – ciągle tylko historie z sal operacyjnych, kilka z budownictwa i lotnictwa, które potwierdzają, że checklisty mają sens. Dodatkowo strasznie irytowało mnie podejście autora, który jest chirurgiem i wiele razy wraca do wątków wykorzystania list kontrolnych na salach operacyjnych i w szpitalach i tego, że lekarze nie chcą stosować list i sam był sceptyczny, bo przecież po co lekarzowi lista, jak on już wszystko wie. Pojawiają się też historie pielęgniarek, które bały się przypominać lekarzowi o jakimś fakcie albo zwracać uwagę na coś, bo przecież to LEKARZ a ona jest tylko pielęgniarką. Autor jakby odkrywał na nowo, że człowiek może się mylić, nawet jeśli jest lekarzem i że nawet pielęgniarka może odegrać ważną rolę podczas operacji, czytając listę kontrolną. Lekceważenie przez lekarzy innych pracowników szpitala to zło i dlatego tym bardziej źle mi się tę książkę czytało.
„Testowanie pomysłów biznesowych” (D. Bland, A. Osterwalder)
Po pierwszym przejrzeniu tej książki byłam pozytywnie zaskoczona – pełno w niej schematów, wykresów, szablonów. Ale po przeczytaniu już taka zachwycona nie byłam. Pomysły i sposoby testowania pomysłów na biznes owszem, fajne i przydatne. Ale niestety przydatne raczej wtedy, jeśli masz agencję, firmę, która zawodowo zajmuje się testowaniem kolejnych pomysłów. Kompletnie nie widzę przydatności tej pozycji dla kogoś, kto chciałby założyć mały biznes i sprawdzić, czy jego pomysł ma sens. Większość z opisanych sposobów testowania wymaga albo dużych środków, albo dużo czasu, albo zespołu ludzi, a często wszystkiego naraz.
I na tych trzech pozycjach skończę tę listę. Mogłabym dodać pewnie jeszcze kilka pozycji z grupy powieści, ale w tym roku chyba więcej przeczytałam takich, które nie zostawiły jakiegoś szczególnego wrażenia niż jakichś bardzo nudnych i męczących. Zmęczyły mnie na pewno powieści Jodi Picoult, bo poruszają trudne emocjonalnie tematy, a zaczynając lekturę kompletnie nie tego się spodziewałam i nie pamiętałam, że właśnie zaczynam książkę np. o aborcji. Przeczytałam sporo Kinga, a z nim mam tak, że jedna powieść mnie porwie, a kolejna wynudzi (tym razem trafiłam na „Outsidera” i na serię z Holly Gigney, którą czytałam w złej kolejności, ale i tak wciągnęła mnie na długie godziny, a z kolei „Carrie” jakoś mnie nie porwała). Podobnie mam z książkami Magdaleny Witkiewicz – czasem wsiąkam w ten klimat, a czasem czytam i mnie nie porywa (w tym roku „Jeszcze się kiedyś spotkamy”, które mi się podobało i „Srebrna łyżeczka”, która już mnie nie porwała).
W tym roku mam mocne postanowienie, żeby od razu po przeczytaniu książki zapisywać kilka zdań swoich refleksji w aplikacji Notion, więc za rok spodziewajcie się kolejnego podsumowania książkowego. A kto wie, może już pod koniec pierwszego kwartału będę mogła polecić Wam coś ciekawego.
„Co chce wiedzieć klient” to książka, którą bardzo bym chciał przeczytać. Po tym artykule od razu ją wrzuciłem do koszyka i kupiłem. Czekam na dostawę i zabieram się zanią.
Dzięki za tę listę, uwielbiam jak ktoś dzieli się książkami, które uważa za wartościowe. Szczególne dzięki za polecenia powieści, bo mam do przeczytania dużo różnych książek innego typu, a lubię je przeplatać powieściami właśnie. A tych mam braki, bo same jakieś słabe mi się trafiają 🙁 Przyjrzę się i może dorzucę sobie do listy 🙂
Dzięki za polecenia dobrych książek i ostrzeżenia przed tymi gorszymi 😉 Uwielbiam serię „Siedem Sióstr”, którą dokończyłam w tym roku, choć zaczęłam trochę wcześniej, ale specjalnie dawkowałam ją sobie powoli, żeby się za szybko nie skończyła 😉 A w oczekiwaniu na ostatnią część, warto sięgnąć po inne książki Lucindy Riley np. „Dom Orchidei” lub „Dziewczyna z Neapolu”. „Factfulness” czytam już z pół roku, ale nie dlatego, że jest słaba, tylko trzeba się przy niej mocniej skupić niż przy powieściach czytanych dla czystej przyjemności, a ostatnio ta przyjemność u mnie zwycięża. Ale chociaż jeszcze nie doczytałam jej do końca, to też… Czytaj więcej »
Wow jestem pod wrażeniem, że czytasz aż tyle książek rocznie. Jest to naprawdę pasjonujące.
Dzięki za listę! Zawsze inspiruję się takimi wpisami! „Factfulness” też mi się spodobał, a z Twojej listy na pewno będę chciał przeczytać „Co chce wiedzieć klient” 🙂
Wspaniale treści! Pozdrawiam