Książki czytam najczęściej tuż przed pójściem spać, niekiedy także przez kilka minut po obudzeniu. Wtedy czytanie czegoś rozwijającego nie ma sensu, bo i tak nie zapamiętam zbyt wiele o tej porze. Dlatego na moich listach przeczytanych książek znacznie więcej jest rozmaitych czytadeł, które czytam dla przyjemności.
9 wciągających książek do poczytania dla rozrywki
Nałogowo pochłaniam kryminały i thrillery, ale lubię też powieści, w których akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach – w teraźniejszości i w przeszłości. W zestawieniu umieściłam wszystkiego po trochu.
Ponieważ przy poprzednim zestawieniu 9 inspirujących książek pisaliście, że taka forma prezentacji w mobilnych nie jest czytelna, to dzisiejsza lista ma postać… listy. Nie przenosi nigdzie, chyba że te tabelki z porównaniem cen w różnych księgarniach uznacie za bardzo przydatne i będą głosy, żeby je przywrócić, to wtedy przywrócę. Na razie zapraszam do poczytania:
1. Zygmunt Miłoszewski „Bezcenny”
Jeśli ktoś poleca Miłoszewskiego, to przede wszystkim jego trylogię o Szackim. Mnie podobała się zarówno trylogia, jak i horror „Domofon”, ale chyba najbardziej wciągnął mnie „Bezcenny”. Jaka to jest dobra książka! Akcja dotyczy odzyskania skradzionego w czasie wojny polskiego dzieła sztuki, które to dzieło ma odzyskać pewna pani historyk sztuki. Książka jest pełna zwrotów akcji, jak u Dana Browna, pełna labiryntów, są też odwołania do wydarzeń, które działy się w przeszłości. Może pod koniec tych zwrotów akcji i wydarzeń jest aż za dużo, ale dzięki temu książkę do końca czyta się właściwie jednym tchem.
2. Mo Hayder „Rytuał”
Coś dla ludzi o mocnych nerwach. Polecono mi „Ptasznika” tej samej autorki, ale nie mogłam go przejść za jednym podejściem, wróciłam dopiero po wielu miesiącach.
W „Rytuale” jest wszystko, co może przerażać (to thriller) – odcięte ręce, znalezione w rzece zwłoki, ale też człowiek, uwięziony w pułapce. I w dodatku wiemy, że może go spotkać coś strasznego. Jak to w takich książkach bywa, są też prostytutki i jest detektyw, który szuka sprawcy.
Ale jest też coś, co ja lubię w takich powieściach – tło z afrykańskich wierzeń, dzięki któremu „Rytuał” odróżnia się od innych książek o zaginionych i mordowanych prostytutkach.
(wiem, nie podejrzewaliście mnie o takie lektury 😀 chyba byłam w poprzednim wcieleniu patologiem sądowym)
3. Charlotte Link – „Dom sióstr”
To książka na długie wieczory. Wymaga skupienia, choć odrobinę, bo wydarzenia dzieją się równocześnie na dwóch płaszczyznach – w teraźniejszości i przeszłości. Barbara przyjeżdża z mężem (z którym nie żyje w udanym małżeństwie) do domu na pustkowiu i śnieżyca sprawia, że nie mogą się stamtąd przez kilka dni ruszyć. Kobieta znajduje pamiętnik właścicielki domu, zaczyna czytać i odkrywać fascynujące losy właścicielki. Okazuje się, że to nie takie całkiem zamknięte historie, bo niektórzy bohaterowie z zapisków jeszcze żyją.
Uwielbiam taką kompozycję powieści – jedna historia zawarta jest w drugiej historii. Gorąco polecam „Dom sióstr”. Zresztą Charlotte Link napisała wiele dobrych powieści. Świetna jest „Ciernista róża”, dobra jest też „Lisia dolina”.
4. Simon Beckett „Zapisane w kościach”
Właściwie nie pamiętam już która z powieści Becketta najbardziej mi się podobała, bo wszystkie uwielbiam. Beckett pisze thrillery medyczne, a głównym bohaterem serii jego powieści (niestety krótkiej) jest David Hunter, wybitny antropolog sądowy (jeśli nie byłam w poprzednim wcieleniu patologiem, to już na bank byłam antropologiem sądowym!). Jego praca polega na tym, że badając zwłoki może bardzo dokładnie określić czas i przyczynę zgonu, nawet jeśli to są stare, zwęglone kości, wyciągnięte z pożaru albo szczątki, które leżały długo w ziemi.
Wszystkie książki Becketta są wciągające, bo jest jakaś tajemnica z przeszłości i są wydarzenia, dziejące się tu i teraz. Jest jakieś zagrożenie i jest sympatyczny główny bohater.
Niezmiennie żałuję, że Beckett napisał zaledwie cztery powieści, ale to w końcu żyjący i całkiem młody autor, więc liczę na to, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
5. Isabel Allende „Dom duchów”
Żeby nie zwariować od tych wszystkich trupów i zbrodni, szukam czasem czegoś w zupełnie innym klimacie. Sagi rodzinne, takie jak „Dom duchów” nadają się do tego znakomicie. To opowieść o kilku pokoleniach kobiet, zmagających się z różnymi problemami i z mężczyzną o trudnym charakterze – Estebanem. Akcja dzieje się w Chile, tłem dla wydarzeń są przemiany polityczne z XX wieku.
Ktoś, kto lubi czytać, tak jak ja, wie doskonale, że są czasem takie książki, w które się wsiąka, wpada w ten klimat, przenosi w czasie. Wiem, brzmi jak truizm, ale tak jest – czytasz, jesteś w innej rzeczywistości, a zanim nie dojdziesz do ostatniej strony i jeszcze długo potem, bohaterowie są w Twoim umyśle, są koło Ciebie na co dzień. Zajmując się czymś innym niż czytaniem, analizujesz przeczytane wydarzenia i chcesz wrócić do tamtej rzeczywistości, by dowiedzieć się co dalej. Dla mnie „Dom duchów” jest właśnie taką książką.
6. Jo Nesbo „Pierwszy śnieg”
Do Nesbo nie mogłam się przekonać. Pierwszą część serii o Harrym przeczytałam bez zainteresowania, drugą przerwałam, bo mnie nudziła. Ale zachęcona przez wielką fankę Nesbo spróbowałam ponownie, tym razem od środka, od „Pierwszego śniegu”. I tym razem zaskoczyło. Może dlatego, że są tu stare, nierozwiązane sprawy z przeszłości (czyli to, co lubię najbardziej), może Harry Hole przez te lata trochę się zmienił i przestał być takim irytującym pijakiem, jakim go pamiętam z początku serii.
W każdym razie „Pierwszy śnieg” to niezły start, jeśli chcesz sprawdzić, czemu tyle ludzi szaleje za książkami Nesbo.
7. Tess Gerritsen „Ogród kości”
I znowu czaszka, i znowu trupy. No trudno.
Ale w „Ogrodzie kości” nie mamy nowych zbrodni i przemocy, tylko stare kości, znalezione w ogrodzie. I znowu przenosimy się w czasie, tym razem do wydarzeń z lat 30-tych XIX wieku. Kobiety umierały wtedy po porodzie znacznie częściej niż teraz i właściwie nie wiadomo było dlaczego. Wyjaśnienie jest znacznie łatwiejsze, niż możemy przypuszczać (i nie chodzi o żadną zbrodnię, a o pewien postęp w medycynie).
Ale i w „Ogrodzie kości” nie chodzi tylko o umierające przy porodzie kobiety, ale o dziecko, które zostawiła jedna z nich, o tajemnicze śmierci personelu medycznego szpitala, a nawet o rodzące się uczucie, między biedną dziewczyną i młodym, też biednym, lekarzem. Fascynująca historia, ponownie dzieje się na dwóch płaszczyznach, bo to przecież przeszłość, a mamy jeszcze teraźniejszość – kobietę, która znalazła kości w swoim ogródku i próbuje dowiedzieć się, jak są one powiązane z tą starą opowieścią z listów.
Wciągająca, przyjemna lektura, która w dodatku pozwala nieco lepiej poznać świat medycyny sprzed 200 lat.
8. Robin Cook „Chromosom 6”
Cook jest autorem całej serii powieści, w których głównymi bohaterami są patolodzy sądowi (a jakże!) Jack i Laurie. Fajna z nich para, on jest nieprzewidywalny, ona rozważna. Seria ma 10 części i nie da się ich łyknąć za jednym razem, bo po kilku staje się to nużące. Ale lubię wracać do Cooka (napisał znacznie więcej powieści z medycyną w tle) na kilka tygodni, potem odstawić i wrócić znowu.
„Chromosom 6” jest trzecią częścią serii o Jacku i Laurie. Ale jak to zwykle w przypadku takich serii bywa, nie ma większego znaczenia, czy przeczytaliśmy poprzednie, bo każda jest osobną powieścią.
Akcja powieści rozgrywa się częściowo w Stanach, częściowo w Gwinei Równikowej. Z jednej strony mamy ludzi, cierpiących na nieuleczalne choroby, a z drugiej… eksperymenty genetyczne na małpach. I w dodatku eksperymenty te prowadzą do dziwnych, bardzo dziwnych zachowań badanych małp. Wciągająca książka z bardzo ciekawym pomysłem.
Gdyby komuś Cook przypadł do gustu, to polecam jeszcze „Ciało obce” (tom 8 serii o Jacku i Laurie) i „Polisę śmierci” (to już inna seria, z Pią w roli głównej).
9. J. Ch. Grange – „Purpurowe rzeki”
I wracamy na koniec do morderstw, krwi i przerażających scenerii.
Zastanawiałam się, czy bardziej podobały mi się „Purpurowe rzeki” czy „Kamienny krąg”. Ta druga powieść ma świetny klimat, po części akcja toczy się w Mongolii. Ale zakończenie ma… dziwne. Bardzo dziwne i nie pasuje do raczej sensownej reszty powieści.
Za to w „Purpurowych rzekach” jest intryga, są historie z przeszłości, które trzeba rozwikłać, by dotrzeć do sedna zagadki z teraźniejszości. I sam pomysł na tę historię z przeszłości też jest interesujący.
„Purpurowe rzeki” mogliście widzieć w kinie lub w TV, ale książka naprawdę warta jest przeczytania. Chociażby po to, żeby przekonać się, że dobrych thrillerów i kryminałów nie piszą tylko Szwedzi i Norwegowie.
Co polecasz na lato?
Jak się tak zastanowię, to każdego z wymienionych autorów poznałam dlatego, że ktoś mi go polecił. Najczęściej świetne polecenia dostaję pytając na fanpage’u o coś fajnego do czytania 🙂 A zatem pytam tutaj – co polecacie do poczytania na lato? Kryminały, thillery, także medyczne, sagi rodzinne – to lubię najbardziej. Czekam na rekomendację w komentarzach 🙂
ups, większość z tych książek wywołała by u mnie raczej stres…. nie potrafię czytać thillerów i kryminałów z opisami scen morderstw dla rozrywki:(
dla rozrywki czytam trochę inne książki, takie, które pozwalają mi odetchnąć, poczuć zew przygody, ciepełko w sercu albo przy których mogę się pośmiać:)
Ale dzięki za propozycje.
Matko boska, pozycje dla psychopatów amatorów XD