Kiedy ktoś mnie pyta o pracę w domu, często mówię, że to cud, miód i orzeszki. Ale prawda jest taka, że nie zawsze.
W październiku kolejna moja znajoma freelancerka zdecydowała się na założenie własnej firmy i – jak sama przyznaje – po części zainspirowałam ją do tego kroku. To świetnie wiedzieć, że kolejne osoby są na tyle odważne, by zacząć robić to, co lubią, na swoich warunkach.
Wszystkich zachęcam, by próbowali. Jeśli marzysz o pracy w domu, próbuj, rób wszystko, by to marzenie kiedyś się spełniło. W końcu życie mamy tylko jedno i szkoda je marnować na pracę, której nie lubimy.
Ale dla równowagi czasem też ostrzegam, że lekko nie będzie, bo praca w domu to nie tylko miód i lukier. I dzisiaj właśnie na kilka przestróg pora 🙂
7 problemów freelancera
- Negocjowanie umów jest trudne
Szczerze mówiąc, to myślałam zawsze, że gdy już się z kimś dogadam co do współpracy, to podpisujemy umowę na jedną stronę a4, w której są nasze dane, ustalenia i tyle. Niestety tak nie jest. Klienci zapisują w umowach dziwne rzeczy, na przykład kary umowne w wysokości równej wynagrodzeniu za opóźnienie w dostarczeniu tekstu. Negocjowanie umów wymaga cierpliwości, czasem trwa wiele dni i zaczynasz się zastanawiać, czy naprawdę warto tę współpracę podejmować.
2. Koniec z chorowaniem i L4
Jeśli jest termin, trzeba pracować i wykonać zlecenie w terminie, bo nikt nie zrobi tego za Ciebie. Nawet pójście do szpitala staje się problemem, bo co wtedy z klientami i zleceniami? Gdyby tak chorobę dało się wcześniej zaplanować, byłoby znacznie łatwiej.
3. Poszukiwanie zleceń bywa stresujące
Szczególnie, jeśli kończą Ci się obecne zlecenia, a kalendarz na przyszły miesiąc świeci pustkami. Wiesz, że trzeba coś zarobić, trzeba znaleźć kolejnych klientów, czujesz presję czasu i nie wiesz, czy lepiej poczekać, bo karta się odwróci czy może zgodzić się na niższą stawkę, żeby tylko nie siedzieć bezczynnie?
4. Konkurencja stosuje ceny dumpingowe
Zanim pierwszy raz wejdziesz na portal ze zleceniami dla freelancerów, wydaje Ci się, że wiesz, za ile możesz pracować, masz pomysł na swoje stawki. A potem wchodzisz, czytasz zlecenia i przeglądasz oferty, szukasz ofert konkurencji w internecie i włosy stają Ci na głowie dęba. Jak to? Strona www za 300 zł? Logo za 50 zł? Tekst na 1000 znaków za złotówkę? ZŁOTÓWKĘ? Jeśli masz własną działalność i umiesz szybko liczyć, to wiesz, że z tej złotówki zostaną Ci pewnie 82 grosze po odliczeniu podatku dochodowego. Wystarczy na kajzerkę i wodę w Lidlu.
5. Konkurencji w branży jest bardzo dużo
Zanim znajdziesz swoją niszę (a pewnie znajdziesz prędzej czy później) będziesz musiał zderzyć się ze ścianą. A potem z kolejną i jeszcze jedną – bo tak dużo jest osób, które zajmują się tym co Ty. I robią to na równie dobrym poziomie. A często na lepszym. I jeszcze mają większe doświadczenie. I niższe ceny. Jak to możliwe? Nie każdy wie, jak wyceniać swoją pracę, nie każdy działa legalnie. Dlatego znalezienie własnej niszy to podstawa, jeśli chcesz zarabiać nieźle, a nie kiepsko.
6. Po kilku miesiącach, czasem po kilkunastu, przyjdzie kryzys, zmęczenie materiału
Obudzisz się pewnego dnia i pomyślisz: ja chcę do pracy! Prawdziwej pracy! Chcę, żeby ktoś mnie czasem wyręczył, żeby napisał za mnie ten cholerny tekst, żeby pomógł mi z tym projektem, sprawdził coś dla mnie… Kryzys przychodzi zawsze i w każdej pracy, nie tylko w pracy w domu – dobrze jest to sobie uświadomić. Pracując na etacie tez pewnie miałbyś gorsze dni i ochotę, żeby rzucić to wszystko w diabły i pojechać w Bieszczady.
W chwilach kryzysu, przeczytaj ten tekst: Wypalenie zawodowe freelancera – powody i sposoby na przełamanie
7. Musisz być alfą i omegą, ojcem i matką, prawą i lewą ręką, Chipem i Dalem, Pinkim i Mózgiem jednocześnie
Nie ma przebacz, jeśli pracujesz sam, musisz ogarnąć wszystko sam. Umowy, podatki, przelewy, faktury, negocjacje, terminy, zlecenia, odpoczynek, maile, tusz do drukarki, licencję na oprogramowanie potrzebne do pracy, reklamę, organizację pracy, sprzątanie w miejscu pracy. Czasem są takie dni, że nie wiesz, w co ręce włożyć (przeczytaj o moim dniu: Dzień z życia freelancera). Z czasem część obowiązków możesz na kogoś przerzucić, płacąc mu odpowiednio, ale na początku raczej nie ma opcji, musisz dać radę.
Przestraszony?
Mam nadzieję, że nie aż tak! 🙂
Dokładnie tak. I jak pisze Natalia, faktycznie każda usługowa DG boryka się z takimi problemami.
Dla mnie największym jak do tej pory problemem było coś z zupełnie innej beczki, a mianowicie „teleportacja” zza mojego uporządkowanego biurka w open-space na krzesełko przy kuchennym stole, z widokiem na stertę garów piętrzących się w zlewie i z brakiem żywej duszy, do której można gębę otworzyć.